Strona:Anafielas T. 2.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
11

Siedli na konie, dzień i noc jechali,
Aż do Krywiczan grodu się dostali.

A Ryngold konał, ciężko, jak zwierz leśny,
Którego strzelec srogą raną zwali,
Siły mu weźmie nie wyrwawszy życia —
Konał i skonać nie mógł olbrzym stary.

I z Nowogródka, od łoża Xiążęcia,
Biegł głos po Litwie w głąb puszczy i lasów —
Ryngold umiéra — Lud padał od trwogi;
Gdy Ryngold umrze, wnet odżyją wrogi,
A Litwa, którą cisnął w silnéj dłoni,
Na sto rozpadnie części rozerwana,
Bezbronna stanie sąsiadóm gospodą,
Pastwiskiem koni Mogułów i Lachów.

Szła wieść jak Maras[1] blada, aż do morza,
A kędy przeszła, twarze pobielały,
Zadrżały ręce, serca zastukały —
Starcy schylili ku mogiłóm głowy,
Młodym oszczepy w rękach się zachwiały,
A matki dzieci do piersi tuliły,
Jakby już wieścią wojny się straszyły.
Na zamkach wały sypali Bajoras,
Po Kiemach[2] łuki gięli, smoląc strzały.
Wszędzie milczenie głuche, smutek cichy.

  1. Mor.
  2. Wsiach.