Strona:Anafielas T. 2.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
102

Modlił Kobolóm, Kawie lał ofiary,
I szedł, i tęskném ozierał się okiem,
Aż mu za lasem znikła chaty strzecha,
Męztwo z zapałem do serca wstąpiło.

Już gasły stosy, biegli wojownicy;
Pod nowogródzkim zamkiem usłał niemi;
Jakby mrówisko rozsypane nogą,
Czerniało zdala — wrzało i szumiało.
Daleko w polach, piesi, jezdni, tłumnie
Biegali, stali, leżeli, krzyczeli,
Pieśni śpiéwali i strzelali z łuków.
Jeszcze Kunigas nie dał znać do boju,
Czekali, a tuż drogami wszystkiemi
Lał się lud zewsząd, jak na wiosnę wody
Lecą z gór warcząc czarne, zapienione.

O, któż wypowié, co w Mindowsa sercu
Działo się, kiedy z okna zamkowego
Na lud swój pójrzał, nie mógł zliczyć tłumów,
A ciągle nowe ufce przybywały,
Aż tak jak zajrzał doliny usłały,
I gród ich pełen i lasy sąsiednie.
A gwar nad wojskiem, jak szum puszczy staréj,
W powietrza falach ciągle się kołysze,
I mile głaszcze Kunigasa ucho.
Pieśni wojenne nad tłumy żeglują,
Jak śpiew słowika wiosną po nad krzewy.