Strona:Anafielas T. 1.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
270

O ogniu domowy!
Kto ciebie rozpali?
Swaty przyjechali
Z ślubnemi namowy.

Kury! kury moje!
Kto wam ziarna rzuci,
Kiedy wasza pani
Do was już nie wróci?

Krówko moja biała!
Kto ciebie napoi?
Ty będziesz ryczała.
Niéma pani twojej!

Gdy tak śpiewali, na wozie złocistym,
Strojny bogato, wjechał na podwórek
Smerda Witola, jego Keleweże.
A w wozie białych cztéry konie było.
Ledwie woźnica utrzymał je w ręku.
Kiedy Romussę wsadziły dziewczęta,
I wóz, i konie, ruszyły z łoskotem,
Mignęły tylko i znikły wśród lasu.
Ledwie przez chwilę słychać turkot było.
Po chwili wszystko dokoła ucichło.
Rodzice, stojąc na progu, płakali;
A jedno drugie cieszyło jéj losem.
Tymczasem leciał piorunem woźnica.
Już do granicy zbliżał się Witola,
Ku niemu rycerz wyjechał na koniu,
W ręku miał żagiew, w drugiém kubek miodu,