Strona:Anafielas T. 1.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
132

Powstało słońce wielki dzień oświecić
Krewe-Krewejty ofiary i śmierci.
Już Wejdaloci krzątali się wkoło,
A lud u stosu cisnął się ciekawy.
Nareście drzwi się świątyni rozwarły,
Starzec niesiony na ręku kapłanów
Wyszedł do ludu — lud upadł na twarze,
I panowało milczenie nad tłumem.
Wokoło Krewy gęślarze, śpiewacy,
I grajków orszak szedł z pieśnią poważną;
Za nim kapłani, kapłanki, dziewice;
Niesiono Bogów posągi straszliwe,
I zielonemi liśćmi drogę słano.
Krewe-Krewejto w białéj siedział szacie;
Siedémkroć siedém pas go opasywał;
Przez prawe ramie przepaska wisiała;
Na skroni czapka wysoka, błyszcząca
Złotem i drogich kamieni wyborem,
I zielonością świéżą uwieńczona.


Szli aż do stosu w milczeniu głębokiém,
Które gęślarze przerywali smutnie.
Lud patrzał cichy i pochylił głowy;
A Wejdaloci świętéj rzeki wodą
Tłumy zebrane, śpiewając, kropili.
Kapłani starca już na stos podnieśli,