Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chankiem Rosy, pozostałem nim i pozostanę, póki jedno z nas nie zdechnie... Czy namiętność, która uchwyci we właściwej porze i trzyma mocno, wyzwala nas kiedy ze swych szponów?... A ty, czyś pewien, że gdyby Fanny chciała...“ Zawołał na wolnego fiakra, co przejeżdżał i wsiadając, rzekł:
— A propos Fanny, wiesz pan nowinę...? Flamant ułaskawiony i wypuszczony z Mazas... To prośba Déchelette’a... Biedny Déchelette!... Spełnił dobry uczynek, nawet po śmierci.
Nieruchomy a party szaloną chęcią biedz, schwycić za te koła tetniące hałaśliwie po ciemnej ulicy, którą właśnie gazem oświetlano, Gaussin dziwił się własnemu wzburzeniu. „Flamant ułaskawiony... wypuszczony z Mazas...!“ Powtarzał po cichu, widząc w tych słowach powód, że Fanny milczy od kilku dni, że nagle ustały jej narzekania, ukojone pieszczotami pocieszyciela, gdyż pierwsza myśl tego nędznika, po uwolnieniu, musiała być dla niej.
Przypomniał sobie miłosną korespoudencyę, wysyłaną z więzienia, uporczywe obstawanie metresy za tym jednym, kiedy tak mało sobie robiła ze wszystkich innych i zamiast się cieszyć z wydarzenia, które według logiki, uwalniało go