Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy weszli na ulicę de Beaune, bardzo starożytną i niegdyś arystokratyczną, de Potter zatrzymał się przed jednym z domów. Tam to mieszkał on a raczej udawał, że mieszka dla przyzwoitości, dla ludzi; rzeczywiście bowiem przesiadywał ciągle w alei de Villiers lub w Enghien; pod dachem małżeńskim czasami tylko zjawiając się, żeby żona i dziecko nie wydawali się zbyt opuszczonemi.
Jan chciał się właśnie pożegnać i pójść w dalszą drogę, ale on przytrzymał rękę jego w swych długich i twardych rękach dręczyciela klawiszy, mówiąc, bez najmniejszego wstydu, jak człowiek, niekryjący się już ze swojem zepsuciem:
— Oddaj mi pan jedną przysługę... chodź ze mną na górę. Miałem dziś zjeść obiad u żony, ale doprawdy nie mogę zostawić mojej biednej Rosy, samej jednej, tak zrozpaczonej. Posłużysz mi za pozór do wyjścia i uwolnisz od przykrego tłomaczenia się.
Gabinet mnzyka, we wspaniałym i zimnym apartamencie prywatnym, na drugiem piętrze, zdradzał, że w nim nikt nie pracuje. Wszystko w nim było zbyt czyste, nic nie wskazywało nieładu, lekkiej gorączki, udzielającej się przed-