Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stryjaszek ciągle tryumfował: „a co, uspokoiłeś się?“
Jan nic nie mówił, ale skrupuły jego zostały zwalczone i uczynił stałe postanowienie. Odchodzili już, kiedy ich rzeźbiarz zawołał, aby pokazać fotografię leżącą w kurzu na stole, którą spodem rękawa obcierał. „Macie ją, oto jest!... Wszak ładna, hultajka... klękać przed nią... Co za nogi, co za biust!“ Okropny widok przedstawiała sprzeczność pomiędzy tem okiem pałającem, tym głosem namiętnym i staruszkowatem drżeniem palców grubych, jak kopystki, w których podskakiwał portret uśmiechnięty, pełen wdzięków i dołeczków małej modelki Cousinard.