Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiązki, któreby mię podżegały do pracy i przywróciły mi chęć do życia.
Zamyślił się chwilkę i wyobraziwszy ją sobie samą jedną, w opustoszałym domu, zapytał:
— Gdzież jest ten mały?
— W Bas Mendos, u marynarza, który go wziął do siebie na dni kilka... Potem go czeka dom przytułku dla sierot i miłosierdzie publiczne.
— Tojedźże po niego, kiedy ci na tem zależy.
Rzuciła mu się na szyję i radosna, jak dziecię, cały wieczór grała, śpiewała, uszczęśliwiona, tryskająca życiem, przeistoczona. Nazajutrz, Jan wspomniał o powziętym przez nich zamiarze grubemu Hettéma, który widocznie wiedział o tej sprawie, ale się nie chciał do niej mieszać. Wciśnięty w kąt i zatopiony w czytaniu „Petit Jornalu“, bąknął pod nosem:
— Tak, wiem... to te panie... mnie nic do tego — i wychyliwszy głowę z ponad rozłożonej gazety, dorzucił: pańska żona zdaje się być sentymentalną.
Sentymentalna czy nie, cały wieczór klęczała ona z talerzem zupy w ręku, usiłując ugłaskać małego Morwandczyka, który stojący, cofając