Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chowanie, edukacyę... Te dzieciny, wzięte z ulicy, tak się potem kocha, jakby swoje własne.
Przekonywała po, że to będzie rozrywką dla niej, co samotna dzień cały, głupieje od ciągłego przetrząsania brzydkich myśli... że dziecko zabezpiecza od tego... a widząc, iż się Jan lęka wydatku, zawołała: „Cóż to za wydatek! Pomyśl tylko, sześć lat! Poprzerabiam mu twoje stare ubranie... Olimpia, która się na tem zna, powiada, że on nam się wcale nie da uczuć“.
— Czemuż go sama nie weźmie! — rzekł Jan cierpko, czując się zwalczonym przez własną słabość. Probował jednak bronić się jeszcze tym ostatecznym argumentem; „A jak mnie nie będzie?“. Rzadko mówił o tym wyjeździe, żeby nie zasmucać Fanny, ale miał go często na myśli i uciekał się doń, jak do kotwicy zbawienia, gdy przejmowały go strachem niebezpieczeństwa domowego pożycia i smutne zwierzenia de Pottera.
— Jakże to dziecko utrudni twoje położenie, jakim ciężarem będzie w przyszłości!
Oczy Fanny zaszły łzami:
— Mylisz się, mój miły; mogłabym z nim mówić o tobie, miałabym pociechę a także i obo-