Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mieszkanie jest opróźnione. Pozabierałam wszystkie swoje rzeczy... Najciężej mi było przetrząsać szuflady i wspomnienia! Zastaniesz tylko mój portret... on cię nic kosztować nie będzie, prócz życzliwych spojrzeń, o które żebrzę. Ach, mój miły! mój miły!... Zachowaj mi przynajmniej niedzielę i ten punkcik na szyi, ten mój punkcik, wiesz“. Dalej następowały słówka czułe, pieszczotliwe, przypominające kotkę, co liże swe małe, okrzyki tak namiętne, że kochanek ocierał twarz o ten gładki papier, jak gdyby pieszczota wydzielała się zeń ludzka i ciepła.
— Nie pisze o moich wekslach? — nieśmiało zapytał stryj Cezary.
— Odsyła je... uiścisz się, jak będziesz bogatym.
Stryj odetchnął swobodniej, skronie zmarszczył z radości i sentencyonalnie, z wybitnym swym akcentem południowym, rzekł: „wiesz, co ci powiem... ta kobieta, to święta“.
I przechodząc zaraz do wręcz przeciwnych idei, wskutek ruchliwości, braku logiki i pamięci, które go nieco śmiesznym czyniły, dodał: «A jaka namiętność, mój kochany, jaki ogień! Aż mi w ustach zaschło, zupełnie tak samo, jak