Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przyszedł atoli do siebie u d-ra Bouchereau, gdzie dwie godziny czekali na pierwszem piętrze szpitala na placu Vendôme, w tych wielkich salach, wysokich i zimnych, wśród tłumów milczących i zaniepokojonych a potem przebyli całe piekło boleści, żeby dotrzeć do gabinetu sławnego uczonego, jaki się znajdował po za wszystkiemi salami.

Bouchereau, odbarzony zdumiewającą pamięcią, przypomniał sobie bardzo dobrze panią Gaussin, jeździł bowiem do Castelet na konsylium, przed dziesięciu laty, w samym początku choroby; zażądał, by mu opowiedziano wszystkie fazy, odczytał dawne recepty i zaraz uspokoił co do przypadłości mózgowych, przypisując je użyciu pewnych lekarstw. Podczas kiedy nieruchomy, z gęstą brwią zwisłą nad okiem bystrem i badawczem, pisał długi list do kolegi z Avignonu, stryj i synowiec, tamując oddech, wsłuchiwali się w skrzypienie tego pióra, które dla nich przytłumiało cały zgiełk ożywionego Paryża i w owej chwili zrozumieli potęgę lekarza w czasach nowożytnych, tego ostatniego kapłana, wiarę najwyższą i przesąd niezwyciężony...