Przejdź do zawartości

Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Romansów Dejoie już nie kupowano, cała edycya leżała na składach, po 35 cent. za tom. A ten stary szaleniec, Caoudal, który marzy o miłości, pomimo swego wieku, czy wiesz, że już niema zębów... Przyglądałem mu się przy owem śniadaniu w Ville d’Avray; je przedniemi zębami, jak koza. I talent go już opuścił!... Jakaż licha ta jego bogini leśna, z ostatniej Wystawy... nie idzie dalej!... Wyrażenie to od niej przejął: „nie idzie dalej...“ ona zaś odziedziczyła je po rzeźbiarzu. Ile razy brał tak na fundusz którego z dawnych rywali, Fanny mu wtórowała, dla przypodobania się. Trzeba było słyszeć wtedy, jak ten dzieciak, nieobeznany ze sztuką, z życiem, z niczem i ta kokotka, blagierka, trochę okrzesana przez obcowanie ze znakomitymi ludźmi, sądzili ich z wysoka i jak surowe wyroki o nich wygłaszali.
Ale rzeczywistym wrogiem Gaussina był Flamant, rytownik. O tym wiedział to tylko, że jest bardzo piękny, blondyn jak i on, że mówiła doń: „mój miły“, odwiedzała go ukradkiem i że skoro nań, jak na innych napadał, nazywając „sentymentalnym galernikiem“, albo „ładnym więźniem“ — Fanny odwracała głowę w milczeniu. Niezadługo zaczął oskarżać kochankę, że