Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bach przez kobietę, silnie pragnącą być kochaną, jakież zmęczenie, jakie wyznania! Jej wiek, jej dzieje, wybuchy, kaprysy, więzienie i św. Łazarz, bicie, łzy, trwogi, wszystko było widoczne, wszystko wyszło na jaw: sine ślady uciech i bezsenności, wyraz niesmaku, od którego obwisła niższa warga, zużyta, zmordowana, jak ocembrowana studnia, z której cała gmina przychodzi pić i zaczynająca się obrzękłość, co rozwalnia ciało dla zmarszczek starości.
Ta zdrada, której sprawcą był sen, ta otaczająca ją cisza śmiertelna, było to coś wielkiego, pełnego grozy, pole bitwy w porze nocnej, z całą okropnością, którą się widzi i z tą, co się odgaduje, przy falowaniu niepewnych cieni.
I naraz, ogarnęła biedne dziecko gwałtowna, dławiąca chęć do płaczu.