Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Łazarza, gdyż adwokat dowiódł, że jest niewinną.
Tu Caoudal przypomniał Déchelette’owi, który znał tę sprawę, jak jej ładnie było w czepeczku ś-go Łazarza, jak była zuchwała, niezgnębiona i do ostatka wierna kochankowi; przypomniał też jej odpowiedź daną prezydentowi, temu korniszonowi staremu i pocałunek, który przesłała Flamantowi, poprzez stosowane kapelusze żandarmów, wołając nań głosem, któryby kamienie poruszył: „Nie smuć się. mój miły... powrócą dobre czasy... będziemy się jeszcze kochali!...“ Jednakże, biedaczka, zraziła się tem trochę do życia we dwoje.
Potom rzuciła się w wir półświatka, brała kochanków miesięcznie, tygodniowo, ale nigdy artystów... O! artystów boi się okropnie... Zdaje się, że tylko ze mną jednym nie przestała się widywać... Od czasu do czasu przychodziła do pracowni, wypalić papierosa. Przez kilka miesięcy nie wiedziałem, co się z nią dzieje, aż do owego dnia, kiedym ją zobaczył przy śniadaniu z tym ślicznym chłopcem, wyjadającą mu winogrona z ust. Powiedziałem sobie: „Moja Safo znów wypłynęła...“