Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 02.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

no istnieniu moru, musiał słabnąć i ginąć w miarę tego, jak choroba coraz bardziéj się rozszerzała drogą zetknięcia i obcowania z ludźmi zarażonemi, a zwłaszcza wówczas, kiedy od ubogiéj ludności, wpośród którjé grasowała przez pewien czas, zaczęła przechodzić do klas zamożniejszych, kiedy ofiarą jéj padło kilka osób bardzijé znanych. A pomiędzy niemi, jako człowiek najwięcéj znany podówczas, zatém i dziś zasługujący na wyraźną wzmiankę, znajdował się naczelny medyk Settala. Czy choć teraz przynajmnijé zgodzono się na to, że biedny starzec miał słuszność? Kto to wie? Oprócz niego, na morowe powietrze zachorowali: żona jego, dwaj synowie i siedem osób ze służby. On i jeden z jego synów wyzdrowieli, reszta umarła. — Takie wypadki — powiada Tadino — wydarzające się w mieście i w domach szlacheckich, usposobiły szlachtę i lud do myślenia, a niedowierzający lekarze i gmin zuchwały a ciemny zaczął usta stulać, zaciskać zęby i brwi podnosić.
Lecz skutki, wybiegi, zemsta, że tak powiem, uporu przełamanego są nieraz takiemi, iż wolelibyśmy, aby już raczéj wbrew rozsądkowi i rzeczywistości, pozostał do końca niewzruszony, niezwyciężony, a to właśnie miało teraz miejsce. Ci, którzy zaprzeczali tak stanowczo i tak długo temu, że blisko, że wpośród nich istnieją zarody okropnéj choroby, która rozwijając się swobodnie, może się rozszerzyć i sprawić spustoszenie straszliwe; widząc niepodobieństwo zaprzeczania już dłużéj jéj wzrostu, a nie chcąc przypisać go swej własnéj winie (byłoby to przecie wyznać jednocześnie wielkie oszukaństwo i wielki występek), tém usilniéj pragnęli wynaléść jakąś inną przyczynę i gotowi byli każdéj, pierwszéj-lepszjé się uczepić. Na nieszczęście szukać nawet daleko nie potrzebowali; mogły im jéj dostarczyć pojęcia i podania, wówczas tak ogólnie rozpowszechnione nietylko we Włoszech, ale w całéj Europie, o czarownikach, trucicielach, różnych sztukach szatańskich, o ludziach sprzysiężonych, aby mor rozszerzać za pomocą zaraźliwych jadów i guseł. Już nie po raz-to pierwszy w czasach morowego powietrza, a zwłaszcza w Medyolanie podczas ostatniego, które tu przed półwiekiem grasowało, przypuszczano takie rzeczy, albo w nie wierzono. Dodajmy do tego, że jeszcze w roku zeszłym do gubernatora przyszedł list urzędowy, podpisany własnoręcznie przez Filipa IV, z zawiadomieniem, że z Madrytu uciekło czterech Francuzów, silnie podejrzanych o rozpowszechnianie maści jadowitych i zaraźliwych, i zalecający mu, aby śledził starannie, czy się ci ludzie nie ukryli w Medyolanie. Gubernator ze swéj strony o treści tego listu zawiadomił senat i trybunał zdrowia i, jak się zdaje, już o nim więcéj nie myślał. Teraz wszakże, gdy mór wybuchł i został poznany, przypomnienie o tém ostrzeżeniu mogło posłużyć jako potwierdzenie niejasnych do-