Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozbójniczka. — A co się stało z wronami — pytała dziewczynka dalej. I dowiedziała się, że mąż wrony umarł, a wdowa dotąd nosi czarną opaskę na nodze na znak żałoby. — A teraz opowiedzcie mi swoje przygody — dodała rozbójniczka. Dzieci opowiedziały jej o lodowych krainach.
Potem Zosia i Janek pożegnali ją i szli sobie dalej śród kwitnących drzew i śpiewających ptaków. Dzwony jakieś dzwoniły, a dzieci poznały ich głosy. Oto już wieże ich miasta. Dzieci poszły ulicą do mieszkania babci, gdzie wszystko było tak, jak dawniej, zegar szeptał: tik-tak — posuwając wskazówki.
Dopiero, gdy dzieci weszły do pokoju, zobaczyły, że są dorosłymi ludźmi, tak długo trwały ich przygody. Róże na dachu znów kwitły, oboje usiedli na swych krzesełkach dziecinnych i wzięli się za ręce. Wszystko, co było, wydało im się dalekim, ciężkim snem. Bo teraz babka, siedząc w słońcu, przeczytała im głośno z biblji:
— Jeśli nie będziecie, jako dziatki niewinne, nie dostaniecie się do królestwa Bożego.
Więc Janek i Zosia spojrzeli sobie w oczy i pojmując, co mówiła biblia, zanucili:

„Różyczki kwitną i wonieją,
Dzieciom się młode serca śmieją“.

I tak siedzieli oboje jak dzieci, choć już byli dorośli, a naokoło było lato, ciepłe, cudne lato...