Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rosła, — powiedziała jej babka. — Pójdź więc, abym cię ustroiła taksamo, jak twoje siostry. I włożyła jej na głowę wianuszek z białych lilji, lecz każdy kwiat był tam połówką olbrzymiej perły, potem zaczęła przymocowywać jej do ogona jedną po drugiej, sześć skorupek ostryg, co miało oznaczać jej znakomite pochodzenie.
— To sprawia ból — powiedziała przytem księżniczka.
— Tak, etykieta dworska zawsze ma swoje przykre strony — odparła babka.
Biedna księżniczka! onaby z chęcią zrzekła się tych odznaczeń i pozbyła ciężkiego wianka. Purpurowe kwiaty z ogródka przystroiłyby ją lepiej, ale cóż można było na to poradzić? Westchnęła więc tylko, szepnęła — do zobaczenia — i za chwilę lekko i cicho wypłynęła nad wodę.
Gdy znalazła się nad powierzchnią, słońce ledwo co zaszło, lecz obłoki płonęły jeszcze czerwienią i złotem, w blado-różowem powietrzu lśniła przeczyście gwiazda wieczorna, powietrze było łagodne i orzeźwiające i żaden najlżejszy podmuch nie mącił powierzchni wody.
Niedaleko stał wielki trzymasztowiec, z jednym tylko maleńkim, rozwiniętym żaglem, którego wiatr wcale nie poruszał, a na całym pokładzie i wkrąg wielkiego masztu siedzieli, odpoczywając, marynarze.
Słychać było stamtąd muzykę i śpiewy, a kiedy zapadł wieczór, zapalono setki kolorowych latarni. Syrena podpłynęła wtedy aż do okna kajuty i za każdym razem, gdy ją woda lekko podnosiła, zaglądała przez przezrocze szyby do wnętrza, gdzie stało wielu postrojonych ludzi, a pomiędzy innymi najpiękniejszy młody