Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na wszystkich płynących okrętach ściągnięto żagle, panowało na nich przerażenie, podczas gdy ona siedziała spokojnie na płynącym lodowcu i patrzyła, jak białe strzały błyskawic padały w szumiące wody.
Każda z sióstr, gdy wynurzyła się po raz pierwszy, była czemś wyjątkowo zachwycona, ale ponieważ potem już jako dorosłe syreny, mogły to powtarzać, kiedy chciały, oswoiły się wkrótce z temi nowościami i po upływie miesiąca rzekły sobie, że tam na dnie jest najpiękniej i że najlepiej jest w rodzicielskim domu.
Niekiedy wieczorem wszystkie pięć sióstr splatały wzajem ręce i wypływały sznurem nad wodę. Śpiewały one pięknie, daleko piękniej niż ludzie, i gdy nadciągała burza, i siostry przypuszczały, że wkrótce zaczną tonąć żeglujące okręty, wypływały przed nimi i śpiewały czarująco o pięknościach dna morskiego, prosząc marynarzy, aby się nie lękali pogrążyć na dno. Lecz ci nie rozumieli ich słów, myśleli tylko o tem, że nadciąga burza, a zresztą nie ujrzeliby nigdy morskich wspaniałości, gdyż jako ludzie — tonęli, i tylko trupy ich trafiały do zamku króla mórz.
Gdy tak wieczorami ramię przy ramieniu siostry zwiedzały morza, najmłodsza pozostawała sama, spoglądając tylko za niemi, a wtedy czuła, że zbiera się jej na płacz. Ale syreny nie znają łez i dlatego cierpiała wtedy tembardziej.
— O, gdybym już miała piętnaście lat — wzdychała syrena — wiem, że potrafiłabym ukochać i ten świat, tam wysoko i ludzi, którzy tam żyją.
Wreszcie skończyła swoje lat piętnaście. — Oto jesteś już do-