Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łość, miłość, którą Bóg mnie obdarzył, jako zapłatą za jakiś dobry uczynek, którego sam nie jestem świadom“.
„Co to szkodzi, że byłem śmieszny w oczach Pani, i jej brata Mikołaja Mikołajewicza. Odchodzę stąd z gorącym okrzykiem: Imię Jej niechaj będzie błogosławione!“
„Ośm lat temu zauważyłem Panią w loży cyrku i już na pierwszy rzut oka powiedziałem sobie: kocham ją, gdyż nic na świecie jej nie dorówna, nic nie jest wspanialsze ponad nią, gdyż żadne zwierzę, żadna roślina, żadna gwiazda i żadna ludzka istota nie jest tak piękna i tak łagodna. Całe piękno ziemi wydawało mi się ucieleśnione w Tobie, Pani“.
„Co mogłem uczynić. Schronić się do innego miasta? Ależ moje serce nie przestałoby nigdy przebywać koło Ciebie, Pani, u stóp Jej spoczywać: każda chwila mego życia byłaby pełna myśli o Niej i każde marzenie do Niej by ulatywało... O wspaniałe ubóstwienie moje... Wstydzę się i rumienię w myśli, kiedy sobie przypomnę tą głupią sprawę naramiennika i przedstawiam sobie wrażenie, jakie to zrobiło na gościach Pani. Lecz wolno się mylić“.
„Za dziesięć minut nie będzie mnie już. Chcę sam zanieść na pocztę ten list. Bez wąt-