Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pomóż byłemu pracownikowi, wydalonemu administracyjnym porządkiem ze stolicy! Trzy dni nie miałem w ustach ni ziarnka maku!“ Gdy idzie wesoła kompanja podchmielonych, walę na oryginalność: „Panowie zrywacie róże życia, mnie zostają ciernie. Wyście syci, a ja głodny. Wy pijecie lafit i soterna, a moja dusza pragnie ordynarnej hary! Pomóżcie do zdobycia półkwaterka byłemu profesorowi czarnej i białej magji a obecnie kawalerowi zielonego węża!“ Skutkuje... Uśmieją się i dadzą, czasem nawet więcej, jak się spodziewałeś.
A jakie ananasy były wśród nas! Jeden naprzykład, niejaki Zabłoński, wysokiego wzrostu piękność, brodę i wąsy golił, twarz pełna, nos orli, niema co, pierwszy amant stołecznej sceny! Ten cztery tysiące rubli rocznie puszczał. I nie pił, z kobietami się nie rozbijał. Miał słabość do szykownego ubierania się. Surdut zawsze najmodniejszy, frak — na wszelki przypadek, brązowe rękawiczki, garnitur koloru takiego elektrik, laska ze srebrną rączką, palto stosowne do pory roku. Chwalił się, że od piętnastego roku życia nic rodzinę nie kosztował. Zadziwiająco dobrze znał geografję Rosji. Bywało, że mu ktokolwiek dla żartu wymienił jaką lichą mieścinę, to on na-