Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nowny pan co powiem? Filozoficzną myśl: Żadne zło na tym świecie nie przepada. Jeśli kto dzieckiem skrzydła chrabąszczowi oberwał, to i to się mu policzy i doliczy. Pan Bóg nam wszystkim tam u siebie w górze prowadzi podwójną buchalterję; przychód i rozchód, wszystko uporządkowane w kontach. Zresztą, według Darwina, niema Boga; no to jest los, wszystko jedno. I ja silnie w to wierzę, że jeżeli mnie następnie, ach jak ciężko tłukło w tyłogłowie, to to wszystko za nią, za Marję Nikołajewnę. Oberwałem ja jej skrzydełka, zgubiłem ją, podeptałem, duszę jej zbrudziłem i wszystko to robiłem bez litości i nienawidziłem ją do drżączki, do zapamiętania!
Raz zebrała się u mnie kawalerska kompania. Piliśmy, graliśmy w karty, śpiewali, potem znów pili i znowu grali. Zgrałem się do nitki. Dwa razy posyłałem dieńszczyka do Marji Nikołajewny po pieniądze i znowu przegrałem. Przypominam sobie, że drugim razem przysłała mi karteczkę: „Mój drogi, usiłuj powstrzymać się od takich postępków, których jutro sam będziesz żałował. A cokolwiekby się nie stało, pamiętaj, że masz przyjaciela, który gotów dla ciebie wszystko uczynić“. Ja tę karteczkę w sieni, gdziem odbierał