Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nowny pan, boś przecie człowiek widocznie wykształcony i oczytany, za co tak często mądre, miłe piękne kobiety kochają przeróżnych gałganów? Czy może dla przeciwieństwa? Bo ileż ja ile takich przypadków widziałem w mojem życiu! Myśli szanowny pan może, że ona była szczególniej namiętna ta Marja Nikołajewna? O! bynajmniej! Ulegała jedynie tylko na moje żądanie; a zresztą traktowała mnie jak matka. Nie tak jak moja rodzona mamusia, która mnie na świat wydała, ale jak dobre i szlachetne matki traktują dorosłych synów: cierpliwie, spokojnie, pieczołowicie...
Tak. Mówiłem obecnie o panowaniu nad nią. Doprowadziłem do tego, że aż się dławiłem tem panowaniem i niech sobie szanowny pan wystawi, do tego stopnia stała się mi Marja Nikałewna wstrętną, że wypowiedzieć tego nie można. Pastwiłem się nad nią, jak zwierz, wypędzałem ją gdy do mnie przychodziła, naznaczałem schadzki, na które po pięć razy i więcej nie przychodziłem, jej miłe, pieszczotliwe, poczciwe listy walały się u mnie po sofie i po podłodze całymi tygodniami nierozpieczętowane.
Pieniądze z niej wyciągałem na łajdactwo na karty, a nawet na kobiety. I wie sza-