Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uczycielach jeździli jak na koniach. Ale też i nauczycieli tam byli! No!...
U Hacimowskiego ostatecznie nabrałem politury. Ale i stamtąd rychło mi zrobili — fit!... Za co? Za różności. Długa to historja. Zaczęło się od tego, że mi nauczyciel odebrał album takich, uważa pan, rysunków z objaśnieniami wierszowanemi mojej własnej muzy, no i tak dalej... Niema co i wspominać. Passons, jak mówią Francuzi.
Przyszedłem do domu. Ojciec znowu za linkę, ale zobaczył, że ja mocniejszy od niego, bo dostał, aż stękał. Strasznie się rozsierdził. — Jedna, powiada, została ci droga, przeklęty łotrze. Idź do wojska.
Wstąpiłem jako ochotnik. Przez cztery lata raz po razu zdawałem egzamin w junkierskiej szkole, nie mogąc w żaden sposób zgłębić tych mądrości. Nakoniec dokuczyła moja fizjognomia egzaminatorom i przepuścili mnie. Ze szkoły też do pułku trzy razy mnie obracali na różne sztuki. Wszedłem do pułku podporucznikiem, przewojowałem w tej kwaśnej randze dwa lata i nareszcie wszedłem między oficerów.