Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dla ciebie pokój w innym domu. I wogóle, żeby mi się to nie powtarzało. Idź z Bogiem, dobranoc! A jednak powinnaś dać mi słowo, że nasze stosunki będą tylko przyjacielskiemu.
— Daję, kochany mój, daję, daję! zapaplała uśmiechając się Luba i szybko cmoknęła go najpierw w usta, a potem w rękę.
Ostatni postępek był zupełnie instynktowny, a przytem niespodziewany nawet dla samej Lubki. Nigdy jeszcze w życiu nie całowała męskiej ręki, chyba popa. Być może chciała w ten sposób wyrazić Lichoninowi wdzięczność i szacunek dla niego, jako dla istoty wyższej.

IX.

Wśród inteligentów rosyjskich, jak to wielu już zauważyło, jest spora liczba dziwacznych ludzi, prawdziwych synów rosyjskiego kraju i kultury, którzy potrafią po bohatersku, nie drgnąwszy ani jednym muskułem, patrzeć śmierci prosto w oczy, którzy zdolni są znosić dla idei niesłychane próby i cierpienia, równoznaczne z torturami, ale za to ludzie ci tracą się wobec pyszałkowatości odźwiernego, kurczą się na okrzyk praczki, do cyrkułu zaś policyjnego wchodzą z dręczącą niepewnością i smutkiem. Takim właśnie był i Lichonin. Nazajutrz, obudziwszy się bardzo wcześnie i przypomniawszy sobie, że musi jechać dla starań w sprawie Lubki, poczuł się tak źle, jak w owe czasy, gdy jako gimnazjalista, szedł na egzamin, wiedząc, że napewno się zetnie. Bolała go głowa, ręce zaś i nogi były jakby cudze, a w dodatku na dworze od rana padał drobny i jakby brudny deszcz. „Zawsze tak się składa,