Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i od drobnostek, od figli, przejdę do rzeczy poważniejszych i wreszcie do rdzenia poznania wszechświata, gdzie niema miejsca na zabobony i prze sądy, gdzie istnieje tylko szerokie pole do poznawania przyrody.
Musimy jednak zaznaczyć, że bywał w swych wykładach niekonsekwentnym. Ażeby Lubkę zadziwić, znosił jej wszystko, co wpadło mu do rąk. Pewnego dnia przyniósł jej dużą, długą kartonową kiszkę, wypełnioną prochem, zgiętą w kształcie harmonijki mocno obwiązaną w poprzek sznurkiem. Zapalił ją i kiszka długo z trzaskiem skakała po jadalni i bawialni, napełniając pokój dymem i swędem. Lubka nie zdziwiła się niemal zupełnie, oświadczyła, że jest to zwykły fajerwerk, że to już widziała i niema w tem nic dziwnego. Natomiast poprosiła o pozwolenia otworzenia okna. Innym razem przyniósł wielki słoik, papier ołowiany, kalafonję i koci ogon i skonstruował butelką lejdejską. Nastąpiło wyładowanie, bardzo co prawda słabe, ale bądź co bądź nastąpiło.
— A idź ty sobie do licha czarcie! zawołała Lubka, gdy poczuła suche ukłócie w palcu.
Ale gdy w przyniesionej pustej butelce od szampana Simanowski połączył wodór z kwasem węglowym i owinąwszy butelkę, dla ostrożności ręcznikiem, kazał Lubce skierować otwór butelki na płomień świecy i gdy nastąpił wybuch tak silny, jakby wystrzelono jednocześnie z czterech dział, wybuch, który spowodował osypanie się tynku z sufitu, Lubka przelękła się i z trudem ooponowując wrażenie powiedziała z drzącemi ustami ale z godnością:
— Pan mi z łaski swojej daruje, ale ponieważ mam własne mieszkanie i obecnie nie jestem dzie-