Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dobrowolnie, tak opanowały wyobraźnię Lubki i wstrząsnęły jej duszą, że zapomniała nawet o robieniu nowych uwag. Słuchając opowiadania o cichej, pięknej śmierci Manon, na pustej równinie, bez poruszenia się, z zaciśniętemi na piersiach rękami, patrzyła w ogień i łzy ciurkiem płynęły z jej otwartych oczu na stół. Ale gdy kawaler de Grieux, który przeleżał dwie doby około trupa swej kochanej Manon, nie odrywając ust od jej ręki i twarzy, zaczyna wreszcie odłamkiem szpady kopać mogłę — Lubka tak się rozpłakała, że Sołowjew przeląkł się i pobiegł po wodę. Ale i później uspokoiwszy się cokolwiek, długo jeszcze chlipała drgającemi, opuchłemi wargami, mówiąc:
— Ach! życie ich było takie przenieszczęśliwe! Co za gorzki los! I kogo bardziej żałować, nie wiem teraz: jego, czy też jej. I naprawdę, czy zawsze tak bywa, drogi Sołowjew, że gdy tylko mężczyzna i kobieta tak oto się pokochają, jak ci, zawsze ich Bóg skarze? Gołąbku, dlaczego tak? Dlaczego?

XI.

Ale jeżeli gruzin i dobroduszny Sołowjew byli przy dziwacznem kształceniu i duszy Lubki czynnikiem łagodzącym ostre kolce mądrości życiowej i jeżeli pedantyzm Lichonina, Lubka przebaczała mu w imię pierwszej, szczerej i bezgranicznej miłości ku niemu i przebaczała tak samo chętnie, jak przebaczałaby mu wymyślanie, bicie lub ciężką zbrodnię, — zato prawdziwą męczarnią i długotrwałym ciężarem były dla niej lekcje Simanowskiego, który jak na złość był w swych lekcjach punktualnym i ścisłym, niczem zawodowi, płatni pedagodzy odrabiający swe godziny.
Kategorycznością swych zdań, pewnością tonu,