ruszek, jak wystraszony uciekał przez korytarz, porwawszy ze sobą ubranie i buciki... Był to bardzo poważny starzec z wyglądu przypominający apostoła; wiem nawet gdzie urzęduje. Zresztą i panowie znacie go również. Najzabawniejszą jednak była chwila, kiedy nareszcie znalazł się na sali, gdzie już nie groziło mu niebezpieczeństwo. Wyobraźcie sobie, panowie taką sytuację: siedzi staruszek na krześle, wkłada spodnie, w żaden sposób nie może trafić we właściwą nogawkę i wrzeszczy na cały dom: „Szkarada! Jaskinia rozpusty! Ja tu z wami w ciągu dwudziestu czterech godzin zrobię porządek...“ To połączenie budzącej litości niemocy i groźnych krzyków było tak zabawne, że nawet posępny Szymon wybuchnął śmiechem... Ale wrócę — jeszcze na chwilę do Szymona... Otóż twierdzę, że życie tworzy tak cudaczne niespodzianki, iż staje — my wobec nich zdumieni, nie umiejąc zupełnie zorjentować się w splocie tych dziwactw. Można powiedzieć tysiące grzmiących frazesów o sutenerach, a przecież najbujniejsza fantazja ludzka nie wymyśli takiego naprzykład Szymona. Na dowód, jak życie jest różnorodne, weźmy jeszcze właścicielkę tego zakładu, Annę Markównę. Ta pijawka, hijena megiera i tak dalej... jest równocześnie najtroskliwszą matką jaką sobie można wyobrazić. Ma ona jedynaczkę — Bertę, która obecnie chodzi do piątej klasy gimnazjum. Gdybyście panowie widzieli jak dobrą i czułą matką jest ta kobieta, jak bardzo troska się o to, aby córka nie dowiedziała się wypadkiem o jej profesji. I wszystko czyni przez miłość dla swej ukochanej Bertuni. W obecności córki nie śmie rozmawiać, lęka się, aby przypadkiem nie użyć jakiegoś wyrazu ze swego słownika kuplerki i byłej prostytutki; patrzy jej w oczy z oddaniem
Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/93
Wygląd