Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dobne do twarzy wymalowanego amorka; znano ogólnie jego dobre wilgotne oczy, prędką i urywaną mowę i wrzaskliwy śmiech.
Koledzy zastanawiali się jakim sposobem człowiek ten znajdował dość czasu na studja naukowe; mimo to, Jarczenko zdawał egzaminy wzorowo, a profesorowie wyróżniali go już na pierwszym kursie. Obecnie Jarczenko poczynał zwolna odsuwać się od swch dawnych kolegów i współbiesiadników. Zaczynał on nawiązywać tak niezbędne dlań stosunki z kołem profesorskiem; w ostatnich czasach zaproponowano mu objęcie z początkiem następnego roku katedry historji rzymskiej; częstokroć w rozmowie używał utartego wśród docentów zwrotu: „My uczeni“. Stąd studencka familjarność, przymusowe podtrzymywanie stosunków, pociągające ze sobą konieczność brania udziału w wiecach, protestach i wystąpieniach o charakterze demonstracyjnym stawały się dlań niekorzystnemi, kłopotliwemi i poczynały go wręcz nudzić. Dbając jednak o popularność wśród młodzieży, nie mógł zdobyć się na odwagę stanowczego zerwania z kółkiem dawnych znajomych. Słowa Lichonina zadrasnęły go do żywego.
— Wielki Boże! Czyż nie urządzaliśmy najrozmaitszych głupstw, będąc chłopcami? Kradliśmy cukier, brudziliśmy majteczki, urywaliśmy skrzydła chrabąszczom — mówił gorączkując się swemi słowami. — Ale wszystko ma swoje granice. Oczywiście, panowie, nie myślę wam dawać rad, lub udzielać nauk moralnych, lecz trzeba postępować konsekwentnie. Wszyscy zgadzamy się na jedno, że prostytucja jest jednem z największych nieszczęść ludzkości; uzna jemy również, że twórcami tego zła nie są kobiety, lecz mężczyźni, ponie-