Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na tych stacjach, licho wie, jakiemi paskudztwami czasem nakarmią. Zapłacisz jakieś trzy — cztery ruble, a potem lekarz za kurację weźmie sto. Więc może ty Sarusiu, — zwracał się do żony, — może ty wyjdziesz na stację zjeść cokolwiek? Może przynieść ci tutaj?
Sarusia uszczęśliwiona jego troskliwością, czerwieniła się, jaśniała wdzięcznymi oczyma i dziękowała.
— Tyś bardzo dobry Szymku, lecz nie chcę, nie jestem głodną.
Wówczas Horyzont dostawał z podróżnego kosza kurę, gotowane mięso i butelkę palestyńskiego wina i nie kwapiąc się, spożywał z apetytem, częstując żonę, która jadła bardzo ceremonjalnie, rozstawiając palce swych pięknych, białych rąk; następnie skrupulatnie zawijał resztki w papier i powoli, systematycznie kładł je do koszyka.
W oddali, przed lokomotywą, już zaczynały błyszczeć złotemi ogniami szczyty wieżyc. Około coupé przeszedł konduktor i dał Horyzontowi jakiś nieuchwytny znak. Niezwłocznie więc pospieszył wślad za konduktorem na platformę wagonu.
— Zaraz kontrola się zjawi, — powiedział konduktor, więc proszę z łaski swej postać tu z małżonką na platformie trzeciej klasy.
— Nu, nu, nu, — zgodził się Horyzont.
— A teraz proszę o pieniądze, wedle umowy.
— Ileż ci dać?
— Tak jak się umówiliśmy: połowę dopłaty, dwa ruble ośmdziesiąt kopiejek.
— Coo? — Oburzył się Horyzont, dwa ruble ośmdziesiąt kopiejek? Czy myślisz żeś trafił na warjata? Masz rubla i za to dziękuj Bogu!