Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ba; ta ostatnia od dłuższego już czasu drzemała w wielkim fotelu pluszowym, skręciwszy się w kłębek. Świeża, piegowata twarz dziewczyny, na której błąkał się łagodny i subtelny uśmiech, miała wyraz skromny, niemal dziecięcy.
W pokoju unosił się kłębami niebieski, gryzący dym od papierosów, w kandelabrach dopalały się świece, pełne zastygłych sopli i roztropionej stearyny; stół zalany kawą i trunkami, pełen skórek od pomarańczy wyglądał obrzydliwie.
Gienia siedziała z nogami na kanapie, oplótłszy kolana rękami.
— Zgaszę świece — rzekł Lichonin.
Po przez szczeliny okiennic wdarł się szary i jakiś senny świt. Ze zgaszonych świec ulatniał się z cieniutkiemi smugami dym. W powietrzu kołysały się warstwy dymu; po przez trójkątny otwór w okiennicy wniknął promień słońca, który przeciął gabinet na ukos złotym mieczem pyłu i rozprysnął się ciepłą falą złota po ścianach.
— Teraz jesteśmy swobodni — rzekł Lichonin, siadając. Rozmowa nasza będzie krótka... ale djabli wiedzą, jak ją zacząć.
Z roztargnieniem spojrzał na Gienię.
— Więc może mam stąd odejść — rzekła obojętnie dziewczyna.
— Nie, siedź sobie — odrzekł za Lichonina reporter, a zwracając się do studenta i uśmiechając się łagodnie, dodał:
— Ona nam nie przeszkodzi. Wszak rozmowa nasza dotyczyć będzie prostytucji? Czy prawda?
— Tak, coś w tym rodzaju.
— Doskonale zatem. Posłuchaj, co ona mówi. Jej poglądy mają charakter cyniczny, lecz posiadają niekiedy nadzwyczajną wagę.