Przejdź do zawartości

Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dokąd stąd idziesz? — zapytał półgłosem Lichonin reportera.
— Doprawdy nie wiem jeszcze. Miałem zamiar przenocować w pokoju u Izaka, ale żal mi zmarnować tak piękny ranek. Myślę wykąpać się, a potem siąść na statek i pojechać do klasztoru Lipskiego, aby odwiedzić tam pewnego pijanego mnicha. Ale dlaczegóż pytasz mnie o to?
— Chcę cię prosić żebyś pozostał ze mną, pokąd wszyscy się nie rozjadą. Mam ci powiedzieć coś bardzo ważnego.
— Zgoda.
Ostatni pożegnał się Jarczenko, który uskarżał się na ból głowy i zmęczenie. Zaledwie jednak wyszedł z domu reporter ujął za rękę Lichonina i zaprowadził go do przedsionka, gdzie zatrzymali się przed oszklonemi drzwiami.
— Patrz tylko — rzekł, wskazując mu ręką na ulicę.
Lichonin spojrzał przez żółte szkiełko barwnego okna i ujrzał docenta, który w tej chwili właśnie dzwonił do znajdującego się po przeciwległej stronie ulicy, domu Trepla. Po chwili drzwi otwarły się i Jarczenko znikł poza niemi.
— Jakżeś ty się domyślił? — zapytał zdziwiony Lichonin.
— Głupstwo. Obserwowałem jego twarz i widziałem, jak głaskał Wierę po trykotach. Inni mniej się krępowali, a ten skromnego udawał.
— Więc pójdźmy z powrotem. Nie zabiorę ci zbyt wiele czasu.

XII.

W gabinecie pozostały tylko dwie dziewczyny: Gienia, która przyszła w nocnym kaftaniku i Lu-