Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Do którego?
— Nie wiem, tajemnica zachowana jest ściśle.
— O! ja będę wiedział!
— A czy Wasza Eminencja powie mi, w którym klasztorze ta kobieta się znajduje?
— Nie widzę powodu, dlaczego nie miałbym tego zrobić.
— Dziękuję za jedno, lecz mam drugiego wroga o wiele niebezpieczniejszego, niż pani Bonacieux.
— Któż to jest?
— Jej kochanek.
— Jak on się nazywa?
— O! Wasza wielebność zna go doskonale — krzyknęła milady uniesiona gniewem — to nasz wspólny zły duch, to on w spotkaniu z gwardją Waszej Eminencji przechylił zwycięstwo na stronę muszkieterów królewskich; to on przebił szpadą trzykrotnie de Wardes‘a, wysłańca Eminencji, to z jego winy nie udała się sprawa z brylantami; on to nakoniec, wiedząc, że to ja porwałam panią Bonacieux, zaprzysiągł mi śmierć.
— Aha! — rzekł kardynał — wiem już, o kim chcesz mówić.
— Ja mówię o tym łotrze, d‘Artagnanie.
— To dzielny młodzieniec — rzekł kardynał.
— Dlatego właśnie, że taki dzielny, jest tem niebezpieczniejszy.
— Trzebaby posiadać dowody porozumiewania się jego z księciem Buckinghamem.
— Dowody! mam ich dziesięć!
— W takim razie to bardzo łatwo, pokaż mi je, a wyślę go do Bastylji.
— Dobrze Eminencjo! a co potem?
— Kto się dostanie do Bastylji, niema dla takiego przyszłości — rzekł kardynał ponuro. — O! na Boga, gdyby mi tak łatwo przychodziło pozbyć się moich wrogów, jak twoich osobistych, i gdybyś tylko o takich ukaranie prosiła...
— Eminencjo, sztuka za sztukę, życie za życie, człowiek za człowieka; oddaj mi tego, ja ci tamtego oddam.
— Nie wiem, co chcesz powiedzieć — odparł kardynał — nawet wiedzieć nie chcę; chcę ci się przysłużyć i nie widzę nic niestosownego w daniu ci tego, czego pra-