Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jestem w wieku szalonych nadziei, Eminencjo — rzekł d‘Artagnan.
— Szalone nadzieje są tylko dla głupców, a ty, mój panie, masz głowę nie dla proporcji. Cóżbyś powiedział naprzykład o stopniu chorążego w gwardji mojej, a po kampanji o dowództwie pułku?...
— O!... Eminencjo!
— Przyjmujesz, wszak prawda?
— To jest... Eminencjo... — bąkał d‘Artagnan, pomieszany.
— Jakto! odmawiasz?... — zawołał zdziwiony kardynał.
— Służę w gwardji Jego Królewskiej Mości, Eminencjo, i nie mam powodu być niezadowolonym.
— Zdaje mi się — mówił kardynał — iż gwardja moja jest także gwardją królewską, i że kto tylko służy w armji francuskiej, przez to samo służy królowi.
— Wasza Eminencja źle pojął moje słowa.
— Pragniesz znaleźć powód, wszak prawda? Otóż jest: awans, kampanja, jaka się zapowiada, sposobność, jaką ci podaję, i masz już tłumaczenie przed światem; a dla ciebie samego — konieczność protekcji silnej i pewnej; albowiem potrzeba, abyś wiedział, mości d‘Artagnanie, że ciężkie skargi na ciebie doszły uszu moich, wiem, iż nie wszystek czas twój w dzień a także i w nocy poświęcasz służbie króla...
D‘Artagnan milczał; zaczerwienił się tylko okropnie.
— W dodatku — ciągnął kardynał, kładąc rękę na plice papierów — czytałem właśnie sprawozdanie, tyczące się pana, lecz, przed ukończeniem, zapragnąłem pomówić z tobą. Wiem, iż jesteś odważny i zdecydowany na wszystko, a postępowanie twoje, pod dobrym kierunkiem, zamiast cię na złą sprowadzić drogę, może ci zapewnić przyszłość świetną. Zastanów się tedy dobrze i zdecyduj się od razu.
— Dobroć Waszej Eminencji przejmuje mnie wdzięcznością głęboką, a poznając wielkość duszy jego, czuję się, jak robak, pełzający po ziemi; lecz ponieważ Wasza łaskawość pozwala mi mówić otwarcie...
Tu się zatrzymał.
— Tak, proszę i pozwalam, mów szczerze...
— A więc powiem Waszej Eminencji, że wszyscy moi przyjaciele służą w muszkieterach i w gwardji królewskiej,