Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To jeszcze rozumiem — rzekł Athos — że szpieg mógłby się złudzić postawą, lecz twarz...
— Miałem wielki kapelusz — rzekł Aramis.
— Boże wielki! — wykrzyknął Porthos — co tu ostrożności dla studjowania teologji!...
— Panowie, panowie — odezwał się d‘Artagnan — nie traćmy czasu na drobnostki; rozbiegnijmy się na wszystkie strony i szukajmy żony gospodarza, w tem jest klucz całej intrygi.
— Przecież to kobieta pochodzenia tak niskiego, d‘Artagnanie? — odezwał się Porthos, wykrzywiając wzgardliwie usta.
— To chrześniaczka de La Porta, zaufanego sługi królowej, wszak mówiłem wam o tem, panowie? Wreszcie, może to jest przezorność Jej Wysokości, że w tym razie szuka pomocy niżej. Głowy, sterczące wysoko, są bardzo widoczne, a kardynał ma dobre oczy.
— A zatem! — odezwał się Porthos — najpierw potarguj się ze swym gospodarzem, a targuj się dobrze.
— To niepotrzebne — odparł d‘Artagnan — sądzę bowiem, że jeżeli nam zapłaci, to bardzo dobrze będziemy wynagrodzeni.
W tejże chwili odgłos szybkich kroków rozległ się na schodach, drzwi otworzyły się z trzaskiem i nieszczęsny kramarz wpadł do pokoju, gdzie odbywała się narada.
— Panowie! — krzyknął — ratujcie, na imię Boskie!... ratujcie mnie!... czterech ludzi przyszło i chcą mnie uwięzić, ratujcie mnie, ratujcie!...
Porthos i Aramis zerwali się z miejsca.
— Chwilkę, panowie — zawołał d‘Artagnan, dając im znak, aby schowali szpady, napół już wydobyte z pochew — chwilkę, potrzeba tutaj nie odwagi, lecz roztropności.
— O! — zawołał Porthos — nie pozwolimy!...
— Pozwólcie działać d‘Artagnanowi — rzekł Athos — raz jeszcze powtarzam, że to najtęższa z nas wszystkich głowa. Ja obowiązuję się słuchać go we wszystkiem. Rób, jak chcesz, d‘Artagnanie.
Czterech ludzi ze straży policyjnej ukazało się we drzwiach pokoju, ale na widok trzech muszkieterów ze szpadami u boku, stojących pośrodku, zawahali się, czy mają się dalej posunąć.