Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

starała się ukryć twarz, na której rozlał się niedyskretny rumieniec. Joe Teitelberg patrzył badawczo na nią, nie mogąc zrozumieć powodu zmieszania.
— Proszę wejść! — rzuciła z udaną obojętnością.
Wszedł książę Strogow, otulony w cieple futro. Widocznie mróz i wiatr nie szczędziły jego smagłej twarzy, bo na gęstych brwiach widniał srebrny pył szronu, kołnierz futra był zupełnie ścięty mrozem. Oczy Strogowa błyszczały zadowoleniem.
— Luizo są konie, — mówił podniecony radością. — Pogoda wspaniała, mróz zelżał...
Nagle urwał. Spostrzegł gościa. W oczach Strogowa zgasły wesołe iskry, brwi ściągnęły się nad czołem. Na twarzy odmalował się grymas niezadowolenia.
— Mój szwagier, baron Joe Teitelberg, — książę Strogow, — przedstawiła obu panów, zmieszana gospodyni.
Strogow złożył chłodny ukłon i obrzucił niechętnym spojrzeniem ociężałą postać Geheimrata.
— Widocznie pokrzyżowałem państwu jakieś plany, — usprawiedliwiał się baron Teitelberg.
— Tak jest, — przytaknął zanadto skwapliwie Strogow, nie starając się ukryć niechęci. — Planowaliśmy wycieczkę saniami wzdłuż kanału