Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Proszę oto są klucze, a czy ja przynajmniej mogę wyjść?
— Niech Bóg broni — odpowiedział olbrzym, wykonując ręką taki ruch, jakby mu chciał zagrodzić drogę i zaraz usprawiedliwiał swój zakaz słowami:
— Rewizja musi się odbywać zawsze w obecności tego, u którego ją się przeprowadza. Zresztą moglibyśmy coś niebezpiecznego podsunąć, czy podrzucić... Czyta pan o takich sprawach w gazetach — roześmiał się rubasznie.
Karnicki czuł się bezsilny, usiadł bezwładnie w fotelu. Jeden z wywiadowców cicho jak kot przysunął się do niego, stanął za plecyma. Komisarz policji i drugi wywiadowca otworzyli szuflady biurka i wyładowali na fotele całe pliki korespondencji i rękopisów. Oczy komisarza z łapczywością biegały po każdym świstku papieru.
Karnicki wpadł w apatję. Zdawało mu się, że jest tylko niemym świadkiem jakiejś sprawy, która zupełnie go nie dotyczy. Przestał myśleć o tem, czego ci ludzie chcą. Jego myśli krążyły ustawicznie około atletycznej postaci komisarza.
— Gdzie ja tego człowieka widziałem?... — biedził się nad rozwiązaniem zagadki. Przeskakiwał w myślach czasy zaboru rosyjskiego, potem lata spędzone w głębi Rosji na uchodźctwie, nie mógł jednak przypomnieć sobie osoby tego brutala. Nagle myśli jego przebiegły do przeżyć ostatnich dni. Przypomniał sobie: — tam u wyjścia z „Białego Pawia“ stał podobny olbrzym w mundurze policjanta. Nawet coś do niego mówiłem... — Może teraz mści się za to...
Obawy Karnickiego pobiegły nagle w innym kierunku: lada chwila przyjdzie tu Wiencek i po całym mieście roztrąbi o rewizji. Zdjął go strach. Natężył słuch, czy nie usłyszy dzwonka. W mieszkaniu panowała jednak cisza.
Policja wyładowywała ostatnie papiery z biurka, gdy komisarz natrafił między papierami na gruby rękopis, pisany fjoletowym atramentem, wolno prze-