Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż to komisarz ma tak zgnębioną i zmartwioną minę — spytał Zabielski.
Twarz komisarza policji nie rozpogodziła się, zdawała się nawet być bardziej zasmucona.
— Ano straciłem dzisiejszą noc, zmarzłem jak pies, zdawało mi się, że wreszcie ustrzelę grubą zwierzynę i spudłowałem — żalił się Borewicz.
— Pocóż pan strzelał po nocy, w dzień mniej się pudłuje... — zakpił prokurator.
— „Nabił mnie w butlę“ dozorca domu przy Chmielnej, gdzie mieszkał Gałkin. Od pół roku zwodzi mnie ten człowiek, twierdząc, że stanowczo pozna tego, który w dniu morderstwa uciekał po schodach. Z pięćdziesiąt eskapad z tym człowiekiem zrobiłem, płaciłem mu kolacje z wódką i każda kończyła się niczem. Do najgłupszej jednak eskapady należała chyba wczorajsza.
„Śpię spokojnie w domu, gdy o drugiej w nocy dzwoni do mego mieszkania dyżurny i melduje, że do komisarjatu przyszedł stróż z Chmielnej i twierdzi, „ten pan“ pojechał dorożką do „Białego pawia“. Wygrzebałem się z cieplej pościeli, pędem biegnę do komisarjatu. Razem ze stróżem jedziemy taksówką do kabaretu. Portjerowi poleciłem wpuścić tego obdartusa do sali, sam oczywiście nie wszedłem, aby nie budzić żadnych podejrzeń. Stróż wraca po chwili i z niesłychaną radością donosi, że „ten pan“ siedzi z dwoma innymi przy stole i pije. Wiem, że do „Białego pawia“ prowadzi drugie wyjście przez bramę. Usadowiłem się więc na ulicy tak, że stałem ze stróżem między głównem wejściem, a bramą, mając każdego na oku, kto z kabaretu wychodził.
„Mróz w nocy był straszny. Po godzinie zdrętwiałem jak kłoda. Wreszcie o szóstej rano wywala się na powietrze dwóch zawianych gości. Stróż ścisnął mnie za rękę i szepcze do ucha: „Panie komisarzu, to ten wyższy. Przez sen poznałbym tego łobuza“.
„Nie wiem, czy jeden z nich słyszał, co stróż mówił, dość, że podszedł do mnie z jakimś pijackim