Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Najmniej chyba o nią podejrzewać można było Karnickiego, który w literaturze miał już poważny dorobek. Nagle poczęły prokuratora ogarniać wątpliwości.
Czy można tej kobiecie bezwzględnie ufać? Czy nie jest prawdopodobnem, że stracił czas na rozmowie ze zdecydowaną histeryczką, którą teraz ścigają jakieś wizje, a za tydzień zaś będzie w domu obłąkanych?...
Coraz silniejsze wątpliwości wgryzały się w mózg Zabielskiego. Spojrzał niechętnie na młodą Rosjankę. Jej twarz blada, oczy, jakby sztucznie rozszerzone, utwierdzały go w przekonaniu, że istotnie zmitrężył godzinę na niepotrzebnej rozmowie. Pod wpływem tego przekonania, zaczął się sam na siebie irytować i wyraźną już niechęcią zwrócił się do Tatjany Iwanowny Szulgin:
— Czy może mi pani dać jeszcze jakieś wyjaśnienia w sprawie tego morderstwa? — spytał cierpko.
Młoda kobieta zaprzeczyła ruchem głowy.
— W takim razie dziękuję pani za informacje, wezmę je pod rozwagę, a możliwe, że wpłyną na losy śledztwa.
Rosjanka wstała z krzesła, wyszła cicho z gabinetu prokuratora.
— Napewno straciłem czas na rozmowie z warjatką — powiedział Zabielski głośno do siebie, po wyjściu oryginalnego świadka. — Że ja też dałem się tak łatwo wziąć na kawał i nawet przeżywałem z nią razem jakieś zwarjowane wizje... — czynił sobie gorzkie wymówki.
Łączność osoby Karnickiego z morderstwem wydała się Zabielskiemu tak nieprawdopodobna, że aż śmieszna. Sięgnął ręką do dzwonka, aby wezwać woźnego, gdy drzwi jego gabinetu uchyliły się i w szparze ukazała się głowa komisarza policji, Borewicza.
— Proszę wejść — zawołał prokurator.
Drzwi otwarły się szeroko i do gabinetu wszedł olbrzymiego wzrostu komisarz policji.