Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niezgodne. Reski żyje ciągle w obawie, by znajomi lub prasa nie dowiedzieli się, że był w dniu morderstwa za kulisami u jakiejś dziewczyny. Śmieszny człowiek, tak się bać żony....
— A ta rękawiczka?
— No, ta bezwątpienia należy do mordercy. Zresztą numer odpowiada zupełnie wymiarowi ręki, której odcisk mamy.
— Nie przypuszcza pan, panie komisarzu, by rękawiczka ta należała do jednego z artystów, który bał się przyznać do niej, sądząc, że to wpląta go w śledztwo?
— Bezwarunkowo nie.
— Widzę, panie komisarzu, że pan równie jak i ja posuwa się tylko po linji domysłów. Ale cóż robić, sprawa rzeczywiście poplątana i pogmatwana straszliwie. Może jakiś szczęśliwy traf pozwoli, że promień światła przebije te ciemności. Cóż pan zamierza czynić w najbliższych dniach?
— Będę ponownie słuchał wszystkich artystów „Złotego Ptaka“ i cały personel techniczny. Pierwsze przesłuchanie odbyło się bardzo pobieżnie, może w czasie poszczególnych zeznań uda mi się coś uchwycić.
— Ano, szczęść Boże! — powiedział Gliński i wyciągnął do komisarza rękę na pożegnanie.
Gdy Borewicz zamknął za sobą drzwi do gabinetu prokuratora, wzrok Glińskiego padł znów na zieloną oprawę aktów. I znów dwie głowy, nachylone blisko ku sobie, zaczęły mu majaczyć przed oczyma. Gliński syknął jak pod wpływem bólu, — zerwał się z fotelu i nerwowym krokiem zaczął mierzyć obszerny gabinet. Tymczasem wizja przeniosła się z papierów na ciemne obicia ścian...