Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się Belcię Łotkiewiczową, czy Hala na tym balu będzie. Piękna pani czuła, że ten śmieszny a taki ładny chłopak szaleje za nią. Wiedziała, że i Wik będzie. Chciała ich obu mieć razem, chciała wykazać Łotkiewiczowej, że Wik bezwarunkowo jest piękniejszy, ma o wiele więcej rasy, niż Marchwicki, a przedewszystkiem ma nietylko piękne, ale i mądre, inteligentne oczy.
Pani Hala czuła jednak, że bal w sali pompejańskiej nie będzie dla niej clou w tego rocznym karnawale, — najpierw te ślady zmęczenia, które, kto wie, czy znikną zupełnie do wieczora, potem ta przeklęta peruka... Karol zamówił dla niej białą perukę w Paryżu. Przesyłka przyszła, ale peruka w kilku miejscach była rozfryzowana. Pani Hala oddała ją do „Mieczysława“, by loki poprawił. Perukę przyondulowano tak fatalnie, że wyglądała jak poirytowany pinczerek. Aż spłakała się pani Hala wczoraj, widząc tak ordynarną i bez gustu zrobioną ondulację. Co gorsze, Łotkiewiczowa radziła oddać perukę do „Ewarysta“, a nie do „Mieczysława“, — pani Hala uparła się i teraz ma za swoje... Nawet pokojówka Felka do łez się uśmiała z tych pudlich loków.
Fatalna robota fryzjera byłaby zupełnie spędziła sen z oczu pani Hali, gdyby nie wspomnienie balu u Kleskich i myśl o tym kochanym Wiku, który wczoraj z pewnością całą noc latał, by dowiedzieć się czegoś o czerwonym błaznie. Myśl o Wiku, drepczącym całą noc za jakimś czerwonym błaznem, wydawała się tak zabawna pani Hali, że zapomniała o peruce i zasnęła mocno i głęboko z lekkim uśmiechem na pięknej twarzy.
Była godzina dziewiąta rano, gdy ktoś silnie zadzwonił do mieszkania państwa Karolów Mertin-