Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ną wstęgą Wisły, w której łamało się światło księżyca i tysiąc świateł z okien domów na Pradze.
Orkiestra skończyła walca. Czerwony błazen jednak nie wychodził. Po chwili orkiestra powtórzyła walca, jakby usprawiedliwiając opóźnienie.
Czerwony błazen znowu nie wychodził.
Między publicznością poczęto dziwnie szeptać, wywołując konsternację.
Coś się musiało stać!
Niepokój rósł. W ciemnej widowni głowy ludzkie pochylały się coraz bardziej ku sobie, podając szeptem wiadomość o jakiemś nieszczęściu, które rzekomo spotkało czerwonego błazna. Upragniony komik jeszcze nie wychodził.
Nagle prysł czar dekoracji. Na scenie zajaśniały pełnem światłem wszystkie lampy. Chwiejnym krokiem, blady jak ściana, wyszedł przed budkę suflera dyrektor Metzner. Drżącym głosem, zwracając się do publiczności, powiedział tych kilka słów:
— Szanowni państwo! Czerwony błazen nie może dziś wystąpić. Nieszczęście nagłe i niespodziane dotknęło nasze przedsiębiorstwo, którego szczegółów narazie podać nie mogę. Zmuszeni jesteśmy w tej chwili przerwać przedstawienie. Pieniądze za bilety zwróci nasza kasa. Przypuszczam, że nieszczęście, które nas dotknęło, znajdzie należyte odczucie, i dzisiejsze przerwane przedstawienie nie zakłóci tej harmonji, jaka zawsze panowała miedzy dyrekcją naszego przedsiębiorstwa a publicznością.
Po tych słowach Metznera zabłysły na widowni światła. Publiczność zaczęła cisnąć się do szatni, czarna welurowa kurtyna powoli się zasuwała.
W przechodzie wypytywano bileterów: — co za nieszczęście się wydarzyło?