Strona:Aleksander Świętochowski - Historja chłopów polskich w zarysie II (1928).djvu/481

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nagle odezwały się bębny i tłum pierwszy ruszył marszem bojowym.

Jak tu się oprzeć tej żywej fali?
Porwany spomnień i przeczuć szałem,
Sercem i nogą jej się poddałem,
Płynąłem z tłumem duszą i ciałem.
Panowie w miejscu zostali...
Do mnie tu, bracie kowalu!
Do mnie tu, bracie góralu!
Do mnie tu, barki żelazne,
Serca wiary, boju pięście,
Oblicza surowe cnotą,
Biednem odzieniem hołoto,
Przeszła wielkość, przyszłe szczęście!
Do mnie tu ludu serdeczny!
Ja brat tobie, ja twój wieczny,
Stańmy o tak! — bok przy boku,
Stańmy o tak! — krok przy kroku,
Tylko razem, tylko zgodnie,
A gdzie nam trzeba, zajdziem niezawodnie.
Panowie niech sobie stoją,
Panowie z nami zmieszać się boją,
Oni się wstydzą zmieszać się z nami
Ich suknie krwawy pot ludu plami.
Ten okrzyk bólu, bijący ku niebu
Skamieniałemu ich sercu nie luby,
Oni w nim słyszą hasło swej zguby,
Niby podzwonne swojego pogrzebu.
Chodźmy więc sami, własną mocni siłą.
Cztery lat temu kilkuset nas było,
Co z taką wiarą, z taką bębna wrzawą
I takim krokiem poszliśmy tak żwawo.
I wiele, wiele w świecie się zmieniło.
Tylko tłum ludu, tylko tłum dzieci
Leciał za nami, jak dzisiaj leci.
Panowie wówczas, jak w tej oto chwili,
Oczy i kroki od nas odwrócili.