Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/475

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lepsze środki pomocnicze, że wreszcie wpływem swoim pogodzi swarliwych literatów wileńskich. Przeniósł się tedy do Wilna. Wszakże nadzieje zawiodły go srodze. Spokoju nie znalazł — ale znalazł nowe pokusy, które go z równowagi małżeńskiej wytrąciły, rzucając na łup plotek, domysłów i obmów; większy zarobek pochłonęło życie, a naiwne jego poglądy na możność zażegnania swarów, ukołysania ambicyjek literackich, dowodziły tylko, z jak czystem sercem do miasta i do świata literackiego się zbliżył.
Opuścił je wszakże już w r. 1853 i osiadł we wziętej w dzierżawę Borejkowszczyźnie pod Wilnem, przyznając się do winy słowami: «Nie umiem żyć w mieście.» Pożałował może Załucza, gdzie powstały, jeżeli nie najpiękniejsze, to niewątpliwie najświeższe i najlepsze jego utwory poetyckie. Tu zrodziły się jego gawędy, ujęte w osobny tytuł Gawędy i rymy ulotne, a także niedościgniony prostotą i szczerością Urodzony Jan Dęboróg. Wł. Syrokomla wchodził w życie pełen idealnej, można powiedzieć, wiary w ludzi i dobro, tymczasem stykanie się z rzeczywistością nagą i smutną obrywało mu codziennie piórka złudzeń. Powiew poezyi rozpływał się w mętnej atmosferze życia, skrzydła jej opadały wobec potrzeb codziennych i zamiast podnosić go ku wyżynom, wyczerpywały siły na chleb powszedni. «Panem careo» stało się godłem życia — i tem chyba tylko da się wytłómaczyć ta moc przekładów i robót, nie mających nic wspólnego z poezyą. Z Borejkowszczyzny czynił niekiedy wycieczki po Litwie lub do Warszawy, Krakowa, Poznania, przyjmowany wszędzie z zapałem. Pod koniec życia stale zamieszkał w Wilnie, gdzie w niedostatku materyalnym umarł 15 września 1862 roku.
Rozejrzeliśmy się w kruciuchnym zarysie w życiu Wł. Syrokomli, teraz rzućmy okiem na jego poezyę i jej charakter.
Wspomnieliśmy już poprzednio o pobycie poety w Wilnie. Pobyt ów wywołał zetknięcie jego ze sceną, a propozycye różne popchnęły go na pole dramatopisarstwa. Nie posiadał on do tego żadnych warunków w swoim charakterze i temperamencie. Natura kontemplacyjna, zamknięta w sobie, trochę marzycielska; brak mu było siły dramatycznej, a tkwiący w głębi duszy liryzm, nadawał jego utworom bądź rozwlekłość, bądź sentymentalne niekiedy zabarwienie. Nawet tkwiąca na dnie tych dramatów szlachetna tendencya nie o wiele mogła je ożywić. Patos i moralizatorskie zapędy brały górę nad żywością akcyi i energią dramatyczną. Do tej kategoryi utworów należą Możnowładzcy i sierota (1858), w którym autor przedstawił walkę Chodkiewiczów i Radziwiłłów o rękę i posag Olelkowiczówny; Comes de Wątory (1856), satyra dyalogowana na chudopacholskie państwo; w Wiejskich politykach (1860—1862) poeta zajmował się próbą rozwiązania kwestyi włościańskiej. Wyrok Jana Kazimierza (1859) byłby niezły w pomyśle: — ojciec zabija syna za zdradę kraju, — gdyby nie miękkość i liryzm poety, który nie potrafił wywołać grozy w duszy widzów i słuchaczy.
Z większych poematów wspomnieć należy: Starosta Kopanicki (1857), gdzie autor przedstawił apoteozę wierności przysięgi, złożonej królowi, ale barwami i czynami tak blademi, że, w czytaniu przynajmniej, przechodzi bez wrażenia, Stare wrota — zwykłą gawędę, rozsnutą na tomik, Nocleg Hetmański, Zgon Acerna (1855), smutną i rzewną legend o śmierci Klonowicza, w której dużo znaleźć można własnych bolów i goryczy poety; najciekawszą jednak i najgłębszą pod względem pomysłu jest gawęda p. t. Filip z Konopi. Treść do niej zaczerpnął ze znanej przypowieści, a myśl z doświadczeń wileńskich wysnutą, — «czasem nie godzi się pod karą szyderstwa być wyższym od współczesnych» — zobrazował w sposób wzruszająco dramatyczny.» Syrokomla — pisze Spasowicz o tej gawędzie — rozszerzył i zgłębił pierwiastkowy pomysł i z człowieka. który się wyrwał z konceptem ni w pięć, ni w dziewięć, zrobił męża żądnego rzeczy wielkich i dobrych, ale niemiłych współczesnym i dla wieku całego będących nie w porę.» Nie była to wszakże wielka satyra historyczna, lecz wielka tragedya ludzka, której treść stanowił rozdźwięk, istniejący między piękną duszą człowieka, a pospolitem jego otoczeniem. W Janku Cmentarniku (1856) wziął ten sam temat, tę samą myśl, tylko rozsnuł całą akcyę koło idei Napoleońskiej i bohaterowi, którego współcześni nie rozumieli, kazał w sposób rzewny, lecz pospolity zakończyć życie.
Wspomniałem już poprzednio, że wybitną cechą poezyi Wł. Syrokomli był liryzm. W tym jednym rysie tkwiły niepospolite zalety jego talentu poetyckiego, ale też i jego wady. Miękkość i sielankowość cechowała wszystkie jego utwory,