Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

giony w lombardzkiej stolicy, Medyolanie. Natychmiast niedoszły dzierżawca rzucił wszystko i pobiegł do Paryża. Tutaj nowe czekały go zawody. Pogłoska była z gruntu fałszywą. Być może puszczoną była rozmyślnie, dla ułatwienia gotującej się już pacyfikacyi. W rzeczy samej, już w kwietniu podpisane między Francyą, a Austryą preliminarze pokoju w Leoben. Ciężki to był cios dla legionistów, a razem i dla spieszącego do legionów Fiszera. Jeszcze czas jakiś próbowano łudzić się nadzieją. Wkrótce znikły ostatnie złudzenia: odebrał podpisany w październiku formalny traktat pokoju w Campo-Formio. Fiszer w Paryżu w rozpaczliwem znalazł się położeniu. Ale niezadługo znowuż dokonał się przewrót zupełny stosunków politycznych. Zrywała Austrya podpisany pokój, tworzyła się druga koalicya, wstępowała do niej Rosya. Kościuszko ze Stanów Zjednoczonych w lipcu 1798 r. przybył do Paryża. Postanowiono stworzyć nową legię naddunajską pod komendą generała Kniaziewicza. Do jej urządzenia użyto organizatorskich talentów Fiszera. Urządził on zakład legii w Pfalzburgu, organizował bataliony i wysyłał do punktu zbornego w Metz. W krótkim czasie stanęła silna legia naddunajska z czterech batalionów piechoty, pułku jazdy i dwóch kompanii artyleryi: pieszej i konnej; niezwłocznie też wystąpiła do boju przeciw austryakom. Jako szef batalionu naddunajskiej legii pod dowództwem Kniaziewicza, dawnego kolegi, a komendą naczelną generała Moreau, Fiszer wyruszył w pole. Odznaczył się odrazu, posunięty niebawem na szefa brygady; wszakże ciągle prześladowany był przez fatalność: już w jednem ze najpierwszych pod Offenburgiem w potyczce na forpocztach wzięty do niewoli przez austryaków (czerw. 1800 r.), nie mógł brać udziału w świetnej kampanii, ani w świetnem pod Hohenlinden zwycięstwie, gdzie tak znakomicie miała się odznaczyć zorganizowana przez niego legia. Zamknięty w twierdzy Königgraetz, z rozkazu austryackiego generała en chef, Kraya, wielkiego nieprzyjaciela Polaków, «był bardziej, jako niewolnik stanu, niż jako niewolnik wojenny uważany.» Przyczyniła się do tych obostrzeń ta jeszcze okoliczność, że w obozie austryackim ułani polacy służby austryackiej poznali zaraz w Fiszerze byłego adjutanta Naczelnika i zaczęli najgoręcej objawiać mu swoje współczucie.[1] Rozjątrzyło to do tego stopnia generała austryackiego, iż nie chciał zgodzić się nawet na zamianę jeńca, i dopiero dzięki wstawiennictwu samego Morreau, po długich jeszcze trudnościach, dopiero w lutym następnego roku Fiszer wolność odzyskał. Było już jednak zapóźno; już jej nie miał sposobu użyć, jak zamyślał. W tydzień potem podpisany był traktat pokoju lunewilski między Austryą i Francyą bez żadnej oczywiście wzmianki o Polsce. Cios to był dla legii straszniejszy, niż kiedykolwiek. Legii naddunajskiej rozkazano udać się do Włoch, dla połączenia się w Medyolanie z Dąbrowskim. Był to wstęp do zupełnego zniesienia legii w służbie francuskiej. Już myśl pierwszego konsula pochłaniały ugodowe rokowania z cesarzem Pawłem I. Już była postanowiona zupełna legii zatrata, bądź przez wcielenie ich do korpusów francuskich, bądź przez śmiertelną na San Domingo wyprawę.

Fiszer tymczasem, po uwolnieniu z austryackiej niewoli, znalazł się z towarzyszami na ziemi włoskiej i objął w Livorno swoje obowiązki szefa brygady i dowódzcy piechoty legii. Trudne, rozpaczliwe było położenie legionistów. Przestając być sługami kraju, stawali się najemnym żołnierzem. Tylko wyższa nad wszelkie względy dusza Dąbrowskiego mogła wznieść się po nad taką nawet ostateczność; wódz powinien był pozostać na stanowisku w imię wyższej nad wszystko zasady: salus populi. Inni w imię honoru czuli się w obowiązku ustąpić. Był w ich liczbie Fiszer. Już w kwietniu 1801 roku, w imieniu oficerów swoich, dwóch batalionów i swojem, podał przez Sokolnickiego na ręce Kniaziewicza, jako dowódzcy legii, gremialną prośbę o uwolnienie. Ale rząd francuski, jeśli pragnął pozbyć się legii, nie chciał przecie pozbyć się wypróbowanych żołnierzy. Owszem, karesował, starał się ich ugłaskać; zdolniejszych wyróżniał; sam Fiszer w tym czasie mianowany komendantem Livorna. Kiedy zaś te sposoby na nic się nie zdały, wystąpiono z surowością wojskową: tłumne prośby o uwolnienie uznano za akt niesubordynacyi, odmówiono stanowczo żądanych dymisyi, z wyjątkiem generałów. Postawił jednak na swojem Fiszer, usunął się za urlopem i udał się do Paryża. Pokrzepiał

  1. Fiszer do Kniaziewicza, do Moreau z więzienia, 1 vendém.; do Kościuszki 17 frim. an IX).