Szlachetna postać generała Fiszera znana jest bardzo mało i zgoła nie podług zasługi. Przez losy kraju i własne stawiony tuż obok świetniejszych niezrównanie postaci Kościuszki, Kniaziewicza, Dąbrowskiego i księcia Józefa, stały ich przyjaciel i wierny podwładny, sam on pod ich blaskiem pozostał w cieniu. Wszakże choć niewątpliwie znacznie niższy wzrostem duchowym od tamtych, przecie kryształową czystością charakteru, głębokiem poczuciem obowiązku i honoru, przedewszystkiem zaś niezmiernem dla kraju przywiązaniem, za żadnym z nich nie pozostaje w tyle. Piękne jego życie i śmierć piękna zasługują na to, aby je wydobyć nareszcie z zupełnego zapomnienia. I gdy ten człowiek niepospolity nie ma dotychczas w piśmiennictwie żadnego zgoła pomnika, tem chętniej i tem szczegółowiej we wspomnieniu niniejszem pragnęlibyśmy utrwalić jego rysy.
Z rodziny niemieckiego pochodzenia, lecz z ciała i duszy spolszczonej, wielkopolanin, syn pułkownika artyleryi koronnej, Fiszer od pierwszej młodości sposobił się do zawodu wojskowego. Oddany do szkoły kadetów, po ukończeniu w niej nauk, bardzo jeszcze młody, wstąpił do regimentu pieszego Gorzeńskiego w dywizyi wielkopolskiej. Tutaj dostał się do brygady generał-majora Kościuszki. Ścisły z niemiecka na służbie, rozczytujący się w rzeczach wojskowych z zamiłowaniem wrodzonem przyszłego sztabowca, niepowszedniego zresztą ogólnego ukształcenia i ogłady, a zamknięty w sobie, małomówny, na punkcie honoru bardzo drażliwy, młody podporucznik wcześnie zwrócił uwagę swego generała. Zalety człowieka i oficera ocenił w młodzieńcu Kościuszko, wziął go do swego boku i odtąd ulubionego «Fiszerka» nie przestawał zaszczycać swoją przyjaźnią i opieką. Niedługo wszakże trwało spokojne życie obozowe. Nadeszła Targowica. Wojska rosyjskie od Litwy i Ukrainy wkroczyły do Rzeczypospolitej. Razem ze swoją dywizyą pod bezpośredniem dowództwem Kościuszki, a komendą naczelną ks. Józefa odbył kampanię 1792 roku przeciw potężnej armii Kachowskiego. Wspólnie ze starszym od siebie porucznikiem Kniaziewiczem używany bywał do rekonesansów; w ogniu okazał zimną krew i rozwagę; był pod Połonnem i Dubienką i tutaj w boju z nieprzyjacielem dosłużył się rangi porucznika i medalu za waleczność. Kampania acz nie bez sławy zapewne, wzięła przecie w końcu obrót, jaki z góry można było przewidzieć. Przed przeważającemi siłami nieprzyjaciela szczupłe wojsko polskie, zmuszone do coraz raptowniejszego odwrotu pod Warszawę, wtem uderzone zostało, jak gromem, wieścią o przystąpieniu króla do Targowicy. Bez zwłoki z obozu w Sieciechowie ks. Józef, Kościuszko i paruset oficerów, a w ich liczbie Fiszer, podali do króla prośbę o uwolnienie od służby. Co dalej było robić, nikt nie wiedział. Powszechny zamęt był w wojsku, jak i w całym kraju. Dla wybadania położenia pośpieszył z obozu do Warszawy Kościuszko i zabrał z sobą nieodłącznego Fiszera.
«W Warszawie — opowiada Fiszer[1] — stanęliśmy w Błękitnym Pałacu; Orłowski, major, marszałek księcia generała,[2] wyznaczył natychmiast ekwipaż dla generała na cały czas, póki tu zabawi. Wkrótce po nas przyjechał Kniaziewicz za urlopem. O piątej pojechałem z generałem do