Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w zimie stanowiło to już wyprawę na dzień cały. Szkółka budziła w malcu wstręt, zarówno ze względu na nauczyciela z ogromnym pudrowanym warkoczem, jak na stosunki ze współuczniami, co mu dokuczali jego szlacheckiem pochodzeniem. W r. 1800 wysłał go ojciec do szkółki miejskiej, do Tarnowa, gdzie nauka odbywała się w języku niemieckim, prócz katechizmu w klasie pierwszej, wykładanego po polsku. Kazimierz nie rozumiał lekcyi, kuł tylko na pamięć prawidła gramatyki niemieckiej. W r. 1803 przeszedł do gimnazyum w temże mieście i złączył się ze starszym bratem, Andrzejem, który zaopiekował się nim gorliwie, pomagając w naukach. W roku następnym pojechał z bratem, udającym się na uniwersytet, do Krakowa i zapisał się do drugiej klasy gimnazyalnej; ale uczył się mało, tylko ćwiczenia łacińskie starannie pisywał. Śmierć ojca zaskoczyła braci w ciągu trwania nauki szkolnej; ażeby wybyć do końca, Andrzej pracą u adwokata zarabiał na utrzymanie.
Cały rok 1805 przebył już to w Rajbrodzie, siedzibie macochy, już to w Wojniczu u stryja, proboszcza. Oddany był sam sobie. Znalazłszy na strychu dużo licznych druków, nabrał wielkiej chęci do czytania i sam pisać wiersze probował, na wzór brata. Pierwszym jego utworem była elegia na cień matki, pisana «ze łzami w oczach, na oknie, przy świetle księżyca.» Kreślił także «piosneczki miłosne», chociaż do pań był bardzo nieśmiały, naśladował «dumki do żniwiarek śpiewane», układał projekta do «dużych poematów». Sielanki głośnego w swoim czasie Gessnera w tłomaczeniu Chodaniego zajęły go mocno, potem poezye Hallera, które mu brat z niemieckiego przekładał.
Prace te i zajęcia przyczyniły się do uświadomienia mu braków naukowych, zmusiły do rozwagi nad sobą, wyrobiły myśl i charakter. Otrzymawszy szczuplutki fundusz po ojcu, postanowił kształcić się dalej, zajmując się równocześnie korepetycyami. W r. 1806 wszedł do trzeciej klasy gimnazyalnej w Tarnowie. Czuł potrzebę przyjaźni serdecznej i tkliwej, doznawał czasem zawodu w tej mierze, ale tem się nie zrażał, z bratem, odbywającym studya we Lwowie, utrzymywał korespondencyę, wedle jego wskazówek prowadził czytania swoje, przesyłał mu próbki wierszopisarskie; a Andrzej, wydając swoje «Zabawki wierszem i prozą (r. 1807-8), pomieścił tu sześć jego poezyjek.
W r. 1808 napisał Kazimierz «Żal na śmierć utonionego przyjaciela», który mu największą przyniósł radość, bo nietylko uzyskał zań pochwały od kolegów i profesorów, ale i najmilszy mu macierzyński uścisk matki zmarłego. Zajął się Brodzińskim profesor wymowy, dając mu do czytania pisma Utza, Wielanda, Hagedorna, Kleista i Goethego. Goethe długo był ulubieńcem Kazimierza, który Kleista «pożerał», a Niemcy zaczął uważać za «kraj poezyi». Nie zaniedbywał jednak literatury polskiej, o ile dzieł jej mógł dostać. W r. 1809 otrzymawszy świeżo wtedy wyszłe, patryotyzmem austryackim przesiąknięte poezye Collina: «Landwehrlieder», przetłomaczył je częściowo; pochwalił te przekłady kapitan obwodowy i obiecał, że W Wiedniu na koszt cesarski w instytucie Terezyańskim dalsze nauki pobierać będzie. Wypadki uchroniły młodego poetę od zaustryaczenia. Ukończywszy gimnazyum tarnowskie, podążył do Krakowa, zajętego już wówczas przez wojska Księstwa Warszawskiego, wstąpił do artyleryi w 12-ej kompanii, której kapitanem był przyjaciel jego brata, wielbiciel poezyi i sam poeta, Wincenty Reklewski. Prawdopodobnie, dopóki kompania ta stała w Krakowie, Brodziński uczęszczał jako wolny słuchacz przez półtora roku na wykłady w zreorganizowanym wtedy na nowo uniwersytecie. Poetycki wpływ Reklewskiego, drukującego swe «Pienia wiejskie», oddziaływał na wyrobienie smaku Kazimierza, który napisał niedochowany poemat «O świątyni ś. Salomei», oraz «Wiersz na pożegnanie Krakowianów», drukowany r. 1810.
W wojnie r. 1812 utracił Reklewskiego i sam był raniony, przeleżał kilka miesięcy w Wilnie. Zimą r. 1813 przybył znów do Krakowa jako oficer artyleryi. W bitwie pod Lipskiem, dostał się do niewoli pruskiej; wypuszczony, udał się na odpoczynek do ciotki w Sulikowie, ale często nawiedzał też Kraków i parę nowych pieśni, mianowicie: «Wiersz na pogrzeb Księcia Józefa Poniatowskiego» tu drukował. Nie widząc jednak możności utrzymania się w podwawelskim grodzie, przeniósł się pod koniec r. 1814 do Warszawy, i tu już w biurach rządowych, już to w dyrekcji teatru, już to w lekcyach prywatnych szukał zarobku.