Strona:Agaton Giller - Krzyż w Kościeliskiej dolinie.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z stosunku życzliwego nauczyciela do ucznia, wywiązał się następnie stosunek przyjaźni, który przetrwał aż do jego zgonu, a którego ujmujące i wielce szlachetne z jego strony dowody, miałem w czasie mego przebywania w Wschodniej Syberyi.
Wysłuchawszy krótkiego mego opowiadania o podróży na Babią górę, polecił mi znajdować się w spacerze po Kościeliskiej dolinie przy swej osobie, — poczem poszedł dowiedzieć się, czy już wszyscy są po śniadaniu. Gdy już ostatni wypił mleko i zjadł kawał chleba, — W. Pol dał hasło zebrania się i pochodu.
Wyruszyliśmy z pod karczmy i rozpoczęliśmy zwiedzanie Kościeliskiej doliny od źródła Lodowego, którego obfite wody bijąc od dna w górę, rozdzielają się na swej powierzchni w trzy różnokierunkowe spławy.
Towarzyszyło nam kilku przewodników. Starsi wskazywali nam skały odznaczające się wysokością lub dziwacznością kształtów i wymieniali ich nazwy, wzięte z podobieństwa tych kształtów, — młodsi szli niosąc pakunki. Pomiędzy przewodnikami byli Jędrzej Wala i Maciej Sieczka z Zakopanego, później powszechnie znani, wówczas jeszcze młodzi. Sieczka młodszy od swego towarzysza był dorodnym młodzieńcem, już wtedy uznany za dobrego przewodnika.
Nie górale jednak lecz sam Wincenty Pol był naszym, rzeczywistym w tej podróży przewodnikiem. Chodził po szczytach jak góral a Tatry znał dokładnie.
Z jego opowiadania dowiedziałem się, że od wyjazdu Seweryna Goszczyńskiego do Francyi, rozpoczął systematyczne, naukowe zwiedzanie gór polskich. Prawie każdego roku spędzał w nich czas dłuższy a zdarzało się, że i zimą Tatr nie opuszczał.
Pomiędzy góralami począwszy od Szląska aż do Mołdawii miał wielu przyjaciół i życzliwych. Dzięki tej przyjaźni mógł W. Pol być świadkiem wiecowania górali na Podhalu. Jeden z gazdów ukrył go na wyżce swojej chaty, z której mógł się przysłuchiwać obradom, zwyczaj bowiem niedopuszczał nikogo z obcych na wiece. Starożytny sposób zwoływania wieców za pośrednictwem buławy, jeszcze się wtedy utrzymywał, wiele też innych dawnych zwyczajów, dziś już zapomnianych, zachowywali Podhalanie. Seweryn Goszczyński wielką oddał przysługę nauce przez spisanie cudownych baśni, w których się ukryły ostatnie ślady dawnej, pogańskiej wiary naszych przodków. Dzisiaj świat ten nadzmysłowy grubszą mgłą przysłonięty został i byłoby już niepodobnem jego opisanie.
O Goszczyńskim wiele nam mówił Wincenty Pol w tej podróży i ukazywał w Kościeliskiej dolinie miejsca upamiętnione jego pobytem. „Góry nęciły Seweryna nie tylko pięknością widoków, lecz jako zaczarowana kraina poezyi i najstarożytniejszych w świecie słowiańskim podań religijnych. Zdaje się, że ustępujące przed krzyżem słowiańsko-polskie pogaństwo, schroniło się w zacisznych ustroniach dolin przylegających do Tatr i tu pomiędzy wysokiemi szczytami najdłużej przetrwało, nigdzie bowiem niezachowało się tyle śladów dawnego wierzenia co tutaj. Dla podróżnika, mówił dalej W. Pol, przedstawia się ta wyniosła kraina wspaniale i malowniczo lecz i pustynnie zarazem, jako martwa, bezludna okolica. Lud atoli ożywił ją, czyniąc Tatry mieszkaniem duchów. Cudowne ich postacie zaklęte w skały, w źródła, w drzewa, występowały na rozkaz jego czarodziejskiej fantazyi, lecz były one dostępne tylko wierzącemu ludowi, — Goszczyński uczynił je widocznemi dla wszystkich.“