Przejdź do zawartości

Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciężkiej chorobie, to i mnie pewnie pomoże. Raz przypominam sobie przyszedł do mnie po poradę pewien obywatel ziemski. Wyglądał znakomicie, a jednak po zbadaniu miałem podejrzenie, że cierpi na raka. — Zaproponowałem mu, żeby się dał operować, zaczął na to się śmiać i w końcu skwaszony odszedł dodając, że Karlsbad go tylko wyleczy. Później dowiedziałem się od kolegów, że sam błagał ich o operację, ale już było za późno! Widać więc, że i w podobnych wypadkach nie braknie niewiernych Tomaszów.
Zacząłem odbywać już spacery, bo dotąd przyjmowałem tylko chorych u siebie. Pierwszą moją myślą było udać się do mojego starego pacjenta. Zastałem go już w łóżku, bo nie miał sił do chodzenia. Zobaczywszy mnie, uśmiechnął się przyjaźnie i wtedy poznałem, jak piękną ma duszę. Nawet cienia zazdrości lub niechęci do mnie w oczach ani w twarzy jego nie wyczytałem. Prosił mnie, bym wszystko mu opowiedział, a potem zadawał mi tylko krótkie pytania:
Czy operacja jest bolesną?
Nie, bo przytem usypiają.
Czy poczuł pan zaraz ulgę?
Tak poczułem, choć prawdę powiedziawszy nie miałem wtedy wielkich dolegliwości, bo były to dopiero początki choroby i dlatego zapewne wynik jak dotąd jest dobry.
Niechętnie teraz, mówiąc o sobie, używałem wyrazu: rak, on to też zaraz odczuł i omijał go dyskretnie.
A jakże się pan czuje? zapytałem.