Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ro nie był surowem dzieckiem natury, psem umiejącym jedynie szczekać i skomlić. Posiadał on w całej rozciągłości to wykształcenie, jakie zwykle odbierają wyżły, od dzieciństwa pozostające w dobrych rękach. Jako pies zupełnie fachowy z kierunkiem doskonale wytkniętym, znał na wylot wszelkie tajemnice zawodu. Co to było za ułożenie!... Więc też ze zdziwieniem w oku spoglądał nieraz Nero na Bekasa kiedy obniuchywał mysie jamy, a spojrzeniem zdawał się taką, mniej więcej myśl wyrażać: „Kolego, gdzieś się ty wychowywał? Jakże można tak upośledzać swoje stanowisko i szlachetny nos wyżli wtykać w jamę mysią?“
Nero z powagą piastował godność psa legawego, a nie należał bynajmniej do rzędu tych wyżłów, które przez pochlebstwo, nadskakiwanie, usiłują, pozyskać względy panów. Obce mu były i nie odpowiedały jego duchowemu nastrojowi owe czułostkowe łaszenia, przymilania się psów-pieszczochów, co to liżą ręce, stopy, a wyskakuję przed panem, a szczerzą zęby i, pogłaskane, skomlą z rozkoszy. On nigdy uczuć wierności, przywiązania do chlebodawcy nie wylewał w taki sposób. Przyzwany po imieniu, stawał przed panem, merdnął dwa, trzy razy ogonem i wzrokiem zdawał się zapytywać: „Chciałbym dokładnie wiedzieć, po co mianowicie wezwano mię tutaj?“ Kto tam wie, czy niezależnie od wychowania, na dnie psiej