Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oporu. Jakież było zdziwienie wszystkich, gdy nazajutrz oznajmiła, że Witalisowi odda swą rękę!
— Zmarnuję sobie życie, — mówiła smętnym głosem — ale przynajmniej tego psa — Franka nie będę miała na oczach!
Wyglądała jak chodzące poświęcenie, dawała narzeczonemu do zrozumienia, że mu robi nadzwyczajny zaszczyt, łaskę, i poszła z nim do ołtarza.
Drugie poprawne wydanie Flory wyszło na światło dzienne.